środa, 3 lipca 2013

islandzka równowaga sił

wierzę, że w życiu każdego człowieka przychodzi moment na sigur rós.
siła islandzkiego brzmienia pozwala na pokonanie wszelkich słabości. jednak dwa ostatnie albumy zespołu tej siły miały jakby mniej. sporego strachu napędził mi także solowy wypad jónsiego. patos, który jest porywający, a nie sztucznie nadmuchany, został rozrzedzony niepotrzebnymi eksperymentami z post-rockową strukturą utworów. brakowało przestrzenności dźwięku, który z równą mocą uderzał w każdy zakamarek pokoju. brzmienie stało się skromniejsze, cichsze. ta
k jakby muzycy oszczędzali instrumenty.
kveikur to z jednej strony powrót do korzeni, z drugiej odpowiedź na obecne trendy.
sigur rós znów wprawia powietrze w drganie z ogromną siłą. patos jest zgrabnie przemycany za ścianą dziesiątek dźwięków. utwory jednak nie uginają się pod ciężarem przesterowanych riffów, moc kompozycji jest równo rozłożona na cały album. nie brakuje ładunków wybuchowych przypominających sæglópur (brennisteinn, kveikur, rafstraumur), balladowego wyhamowania w stylu hoppípolla (var) czy współczesnego alternatywnego brzmienia (ísjaki). 
kveikur to najbardziej zrównoważony album sigur rós. islandczycy wydobyli wielką siłę ze swoich instrumentów i połączyli ją ze zwiewnymi melodiami znad północnej części atlantyku w najlepiej znany sobie sposób. nie jest to jednak płyta hermetycznie zamknięta – muzycy śmiało korzystają z obecnych trendów, wplątują do utworów sporo elektroniki, nadają niektórym kawałkom nieco popowego szlifu. wszystko to jest wciąż urzekająco piękne, nieprawdopodobne i jedyne w swoim rodzaju. tak jak sam sigur rós.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz