mamy lato, czyli ten jedyny i cudowny czas, w którym dawka wrażeń słuchowych pochłanianych na żywo wprost ze sceny powinna przekraczać kilkakrotnie tę wchłanianych przy pomocy słuchawek. pora na słowo o festiwalach muzycznych. słowo bardzo subiektywne, ale i bardzo na temat. to nie będzie kolejny poradnik z serii: na festiwalu A przed zatonięciem w błocie uratują was kalosze, natomiast wybierając się na festiwal B warto zaopatrzyć się w dwie pary okularów przeciwsłonecznych. nie jest zapewne dla was zagadką co należy ze sobą zabrać ani jak przeżyć kilka dni pod namiotem. macie świadomość, że buty nie mogą obcierać, głowę trzeba czasem czymś przykryć, a kurtka przeciwdeszczowa w festiwalowym tłumie okazuje się być rozwiązaniem lepszym niż parasol. sami najlepiej wiecie jak w strefie gastro poznawać nowych ludzi stojących tak jak wy w moralnym rozkroku między hummusem a wieprzowymi burgerami.
dziś ma być na temat, a więc na temat muzyki. bo w całym tym festiwalowym zamieszaniu największym problemem jest chyba przede wszystkim to, gdzie się wybrać by "złapać" największą ilość ważnych dla nas wykonawców. muzycznych festiwali w europie jest całe mnóstwo, więc bardzo łatwo w tym gąszczu można się pogubić. oprócz subiektywnych wskazówek dotyczących festiwali tworzonych przez blogerów czy dziennikarzy muzycznych nie trafiłam jeszcze do niedawna na nic, co mogłoby pomóc podjąć decyzję. zastanawiałam się czy istnieje jakiś sensowny przewodnik festiwalowy, który obejmowałby nie tylko polskę, ale i całą europę. i jest - przewodnik zalando (www.zalando.pl/festiwalowy-przewodnik). dobrze wyglądający, przejrzysty, a do tego obszerny, bo obejmuje: polskę, czechy, słowację, niemcy, finlandię, szwecję, norwegię, danię, wielką brytanię, holandię, belgię, francję, hiszpanię, portugalię, włochy, szwajcarię, austrię, węgry, serbię i chorwację. sporo tego, prawda? z tym przewodnikiem jednak łatwo się w tej festiwalowej układance odnaleźć i wybrać coś dla siebie. stanowczo polecam.
jeśli jednak skupić się na polsce i okolicach i rozebrać kilka festiwali na kawałki, to również może zakręcić się w głowie. co roku lajnapowe tasowanie odbywa się inaczej i przynosi nowe dylematy. co roku trzeba podjąć te same ciężkie decyzje. są na festiwalowej mapie elementy niezmienne, a są też takie, które warto brać pod uwagę jedynie co kilka lat. a że i w tym roku sprawa nie jest prosta, toteż postanowiłam przedstawić wam pokrótce mój punkt widzenia. pod nazwą każdego wykonawcy kryje się muzyka, więc klikajcie i słuchajcie. :)
OPENER
na openerze nigdy nie byłam, więc moja opinia opiera się w większości na zdaniach znajomych. zwyczajny rozsądek zresztą wskazuje, że ten festiwal nie jest wart TAKIEJ kasy. line up całe szczęście po raz kolejny nie powalił mnie na kolana… z dwoma wyjątkami - pearl jam i DARKSIDE. koncert tych drugich obejrzałam na live streamie leżąc w łóżku i płacząc w poduszkę. ale nic straconego - jednodniowy bilet na colours of ostrava już leży na moim biurku, więc see you soon, nico!
AUDIORIVER
co roku jeden z najmocniejszych punktów na festiwalowej mapie naszego kraju i nasz powód do dumy. nie inaczej jest w tym roku. plaża w płocku pod koniec lipca znów stanie się rajem dla uszu zasłuchanych we wszelkiej maści elektronikę. moi faworyci tego roku: max cooper, booka shade, daniel avery, pretty lights i trentemøller. oprócz tego trzy mocne polskie akcenty: rebeka, skalpel i hatti vatti.
warto nadmienić, że cena takiej audio-przyjemności jest zabawnie niska, bo to jedynie 190 złotych.
OFF
z tegorocznych headlinerów wybieram belle & sebastian. to oni zbudują dla mnie klimat festiwalu. zresztą z OFFem jest tak, że nie dla headlinerów się tam pojawiam, więc w tym roku: pional, holden, perfume genius, patrick the pan, bobby the unicorn, the dumplings i anthony chorale.
będąc przy OFFie muszę nadmienić, że tamtejsza strefa gastro jest dla mnie co roku punktem równie ważnym, co każda ze scen. więc gdy tylko następuje jakaś dziura w lajnapie, to udaję się właśnie tam, by zajadać się pysznościami (wybór jest naprawdę OGROMNY), siedząc na leżaczku nad małym stawem i nasłuchując co dzieje się na głównej scenie. nie ma chyba lepszego miejsca na festiwal muzyczny niż dolina trzech stawów.
TAURON NOWA MUZYKA
wrzucając cały tegoroczny line up do jednego worka muszę przyznać, że bywał lepszy. nie zmienia to jednak faktu, że właśnie na taurona czekam tego lata najbardziej. to z powodu zupełnie świeżej miejscówki, jaką jest teren nowego muzeum śląskiego, ale i z powodu obecności bardzo ważnego dla mnie artysty, którym jest nils frahm. w 2012 dwukrotnie miałam szansę słuchać "felt" granego na żywo. od tamtego czasu nils nie próżnował. zdążył wydać dwa longplay'e - "screws" i "spaces", ale też poszerzyć swoje instrumentarium o kilka analogowych syntezatorów i wprowadzić w swoją muzykę o wiele więcej elektroniki. "spaces" będące albumem zbierającym nagrania live wyjątkowo mocno zaostrza mój apetyt. a dodatkowo zaostrzyło go wczoraj to nagranie z festiwalu best kept secret, sprawdźcie - klik!
koncert nilsa zakończy w tym roku festiwal, a zacznie go z kolei chet faker, którego nikomu przedstawiać nie muszę. oprócz tego przebieram niecierpliwie nóżkami, bo: the field, clark (którego obecności spodziewałam się raczej na tegorocznym audioriverze), gui boratto, mouse on mars (a więc powrót kilka lat wstecz).
klimat audioriver, OFFa i taurona ma w sobie coś wyjątkowego. atmosfera każdego z nich jest nie do podrobienia. szczególnie bliskie są mi OFF i tauron ze względu na to, że odbywają się "na moim podwórku". katowice jako miasto festiwalowe dla ludzi spoza śląska być może nie brzmią najlepiej, ale stanowczo nie rozczarowują, wierzcie mi.
a może by tak jednak ruszyć poza granice kraju? powiedzmy, że nawet niedaleko…
COLOURS OF OSTRAVA
tak, jak pisałam wyżej znajduję przynajmniej jeden powód, dla którego warto niebawem ruszyć w stronę czeskiej ostravy. tym powodem jest DARKSIDE i ten powód sprawił, że spędzę tam sobotę. jeśli jednak macie szansę być tam dłużej, to warto to zrobić chociażby po to, by usłyszeć niesamowity (bo tego jestem pewna) live w wykonaniu hidden orchestra. zresztą nie ma nad czym się zastanawiać, bo do usłyszenia na żywo będą też: the national, ólafur arnalds, trentemøller, chet faker, jamie woon.
BAŽANT POHODA
jeśli nie czechy, to może słowacja? festiwal bažant pohoda co prawda właśnie dobiegł końca, ale muszę o nim napisać, bo to jeden z lepiej zorganizowanych festiwali, na jakich do tej pory byłam. ogromna przestrzeń lotniska (ale jednak odległość między scenami do pokonania w mniej niż 5 minut), czyste toi-toi'e, czyste prysznice, praktycznie zero kolejek, ogromna strefa gastro, w której stołów po horyzont, więc miejsca nie brakuje. oprócz tego świetnie zorganizowane press center i współpraca z fotografami, czego doświadczyłam w zeszłym roku będąc tam z ramienia brand new anthem. line up co roku mocny.
a dla kogo warto było się tam wybrać w tym roku? moderat (bo ich nigdy za wiele), mount kimbie, disclosure , mogwai i nasz polski produkt eksportowy - rebeka.
skoro już przy zagranicznych festiwalach jesteśmy, to niemcy co lato mogą pochwalić się chyba najbogatszym repertuarem muzyki elektronicznej. w tym roku sama rozważam opcję festiwalu dockville w hamburgu, bo tam line up idealny, czyli między innymi: kiasmos, ólafur arnalds, nils frahm, pional, RY X, mac demarco, lapalux, HVOB, flume, dream koala i SOHN… aż ciężko wymienić to jednym tchem.
o niemieckich festiwalach przeczytajcie u piotra - odsyłam was na tonetailor.be.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz