RY X, adam freeland i steve nalepa - trio z trzech zakątków świata przybyło z bardzo wyczekiwanym przeze mnie debiutem. mogłabym porównywać szepczące i „bliskie” wokale RY X do thoma yorke’a. mogłabym również stwierdzić, że gitary, które słyszymy na liminal wydają z siebie jęki niczym te z płyt the xx. debiutancki krążek the acid prowokuje mnie jednak do wyzbycia się wszelkich skojarzeń i odsuwa chęć jakichkolwiek porównań. animal płynące przez ponad cztery minuty cichym, ale konkretnym basem ustępuje miejsca kolejnemu równie melancholijnemu kawałkowi. veda, utwór będący jednym z moich faworytów, trzyma początkowo klimat nadany przez poprzednika. po pierwszej minucie jego trwania nogi same zaczynają jednak odrywać się od podłogi w rytm utworu. to pierwszy taneczny akcent albumu. później liminal, trzymając się nadal melancholii, którą przesiąknięty jest od strony wokalnej, ociera się o ciężej brzmiące dropy (creeper), głębokie deep house’owe dźwięki, ale też kawałki znacznie przyjemniejsze i łatwiejsze w odbiorze, jak chociażby oparty na gitarach singiel basic instinct (mój kolejny faworyt) czy lekkie ra. płytę kończą dwa utwory podobne w swojej stylistyce. najpierw głębokie clean, utwór leniwie płynący za głosem wokalisty, a potem feed – morze zbudowane z fali głosu i pogłosu oraz elektroniki tak subtelnej, że prawie niezauważalnej. wszystko to dopełnia od spodu ledwo dostrzegalny pulsujący rytm. ostatni utwór wyprowadza słuchacza z albumu w sposób podobnie delikatny do tego, w jaki utwór pierwszy go tu wprowadził.
the acid wypływa dźwiękami, których jeszcze nie słyszeliście. jest się czym zachwycić.
the acid wypływa dźwiękami, których jeszcze nie słyszeliście. jest się czym zachwycić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz