odetchnijcie z ulgą, bo nie o polskiej comie będzie mowa. choć last.fm tego nie ogarnia i twórczość niemieckiego duetu scrobbluje jako zespół, którego liderem jest czołowy polski grafoman [*], to jednak warto zapamiętać, że jedyna słuszna formacja o tej nazwie powstała w niemczech. panowie pochodzą z kolonii, a zbieżność nazw to tylko fatalny przypadek. zapomnijmy więc o tym i skupmy się na najważniejszym, czyli na wrażeniach słuchowych. niemiecka COMA wydaje pod szyldem wytwórni kompakt, a jak wiadomo - kompakt records to znak jakości (taki wygrawerowany w złocie). tym, którzy dźwięki COMY znają nie muszę mówić, że nie mieszczą się one w żadnej z gatunkowych szufladek. tych z kolei, którzy dopiero dowiedzieli się o ich istnieniu odsyłam na początek do zeszłorocznego longplaya "technicolor" (spotify: KLIK)
COMA prowokuje do tańca bez względu na to czy panowie obierają kierunek electro-popu czy też wchodzą w transowe zakamarki techno. o tym, jak różnorodnie potrafią skłonić nogi do ruchu można będzie się przekonać już w najbliższą sobotę (4.10) na ich koncercie w bytomskim jazzclubie FANTOM. ja będę, co i wam polecam.
GOOD NEWS: mam dla was jedną wejściówkę na ten koncert. chętnych zapraszam na facebooka: wrażenia słuchowe.
GOOD NEWS: mam dla was jedną wejściówkę na ten koncert. chętnych zapraszam na facebooka: wrażenia słuchowe.
COMA jest tylko jedna- ta niemiecka!
OdpowiedzUsuń