miesiące wakacyjne jak zwykle obfite we wrażenia słuchowe (mając na myśli zarówno nowe odkrycia, jak i zatrzęsienie koncertów). z podsumowaniem festiwali, które przyniósł lipiec i sierpień poczekamy do zakończenia taurona, który już za 3 (!) dni. a tymczasem sumienie kazało wrócić mi na ziemię i zacząć nadrabiać zaległości albumowe.
na pierwszy ogień idzie wykonawca z san francisco. wykonawca, który w pierwszej kolejności zastanowił nad fenomenem wybierania w ciągu ostatnich lat przez artystów pseudonimów typu xxyyxx, xxxy, xyz.
oOoOO. ale oOoOO co chodzi? ... no ale chodzi przecież o muzykę. christopher dexter greenspan przyznaje się podobno do fascynacji burialem, zatem odpuściłam sobie analizowanie zagadkowego pseudonimu i przeszłam do dźwięków.
witch houseowy klimat przyprawia o dreszcze i budzi niepokój w głowie od pierwszego aż do ostatniego dźwięku na albumie. "without your love" skosztowane i dodane do playlisty na jesień.
witch houseowy klimat przyprawia o dreszcze i budzi niepokój w głowie od pierwszego aż do ostatniego dźwięku na albumie. "without your love" skosztowane i dodane do playlisty na jesień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz